Niewiele jest takich miejsc na mapie świata, gdzie możemy spotkać polskie nazwy: miast, osad, gór, szczytów… Do tych najbardziej znanych bez wątpienia należą: Góry Czerskiego na Syberii, szczyt Kościuszki – najwyższa góra w Australii. Polskie nazwy noszą też zakładane przez naszych osadników wsie i miasta na obszarach, które były kolonizowane przez przybyszów z ziem polskich. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej nie brakuje: Warszaw, Częstochów, Jasnych Gór…
W Ameryce Południowej, a zwłaszcza w Argentynie i Brazylii takich polskich osad zakładanych przez kolonizatorów jest wiele: Wanda, Jagoda, Orzeł Biały … Polskie nazwy na tym kontynencie noszą też pasma górskie i szczyty. Nazwy nadano im w dowód uznania dla naszych rodaków. I tak w Chile jest osada, miasto, port, szczyt i pasmo górskie Domeyko. Są również szczyty, lodowce i górskie drogi wspinaczkowe o polsko brzmiących nazwach. To na cześć Polaków – zdobywców Andów.
Już pierwsza polska wyprawa na najwyższe szczyty Andów zorganizowana przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie na przełomie 1933 i 34 roku odniosła sukcesy, zdobywając dziewicze szczyty i wyznaczając nowe drogi wspinaczkowe. Od tego czasu na mapach Argentyny znaleźć można Lodowiec Polaków – Glaciar Polaco, spływający ze wschodniego zbocza najwyższej na kontynencie góry – Aconcagui. To tędy polscy andyniści poprowadzili nową drogę na szczyt. Jest ona bez porównania trudniejsza od drogi pierwszych zdobywców Królowej Andów. Od tego czasu nosi nazwę Drogi Polaków – La Ruta Polacos. Inne lodowce schodzące z potężnej czwartej, co do wysokości góry na kontynencie – Mercedario 6.770 m n.p.m., nazwane zostały od nazwisk uczestników wyprawy. Na andyjskich mapach pojawił się Lodowiec Karpińskiego oraz Lodowiec Ostrowskiego. Uczestnicy wyprawy kierowanej przez Konstantego Jodko-Narkiewicza usiłowali jeszcze zdobyć szczyt o wysokości około 5.900 m n.p.m. Ze względów na zejście kamiennej lawiny, która zraniła jednego z uczestników wyprawy wejście to nie powiodło się, a polscy andyniści niezdobytemu wierzchołkowi nadali nazwę ”N”, czyli szczyt Nieznany. Po ponad 20. latach, w 1958 roku, argentyńscy zdobywcy szczytu na cześć naszych wspinaczy górę tę nazwali El Pico Polaco, czyli Szczytem Polaków. Na jego wierzchołku poza banderą argentyńską pozostawili także biało-czerwoną.
Później, przez dziesiątki lat nikt z polskich wspinaczy nie wyjeżdżał w Andy. W okresie powojennym polscy taternicy musieli wspinać się w kraju, wszelkiego rodzaju wyjazdy w góry wysokie były dla nich niedostępne. Przez długi czas nikt nie marzył o wyjeździe do Ameryki Południowej. Jednak polska aktywność w Andach trwała nadal. Te wspaniałe tradycje kontynuowane były przez polskich harcerzy z Argentyny.
Emigracja z ziem polskich do tego kraju rozpoczęła się już pod koniec XIX stulecia, gdy do Buenos Aires przypływały pierwsze statki z polskimi kolonizatorami. Osiedlali się oni na północy kraju, w stanie Misiones, na pograniczu z Brazylią i Paragwajem. Zakładali tu pierwsze osady, o których wcześniej już wspominałem. Ta typowo rolnicza emigracja trwała do końca lat 30. Zaś po zakończeniu II wojny światowej rozpoczęły się przyjazdy o charakterze politycznym. Do Argentyny zaczęli ściągać wraz z rodzinami byli żołnierze armii generała Władysława Andersa. Ci osiedlali się zazwyczaj w głównych ośrodkach miejskich.
To dzieci tych patriotycznie nastawionych emigrantów działały aktywnie w polskim harcerstwie. Górska aktywność polskich harcerzy rozpoczęła się w połowie lat 60-tych, gdy harcmistrz Wacław Blicharski zaczął organizować letnie obozy w Andach. Ich organizator był wytrawnym turystą górskim i starym druhem harcerskim. Doświadczenia zdobywał w okresie międzywojennym, w trakcie harcerskich obozów oraz wędrówkach górskich po Karpatach.
Pierwszy obóz zorganizowany przez 4 Męską Drużynę Harcerską im. A. Małkowskiego z dzielnicy wielkiego Buenos Aires – Quilmes odbył się w okolicach Cordoby. Taka forma aktywności przypadła do gustu harcerzom, więc druh Wacław Blicharski zorganizował kolejne wyjazdy. Pozwoliły one na zdobycie niezbędnych doświadczeń oraz przetestowanie sprzętu wspinaczkowego. W drugiej połowie lat 60. przypadał okres ważnych dla Polski rocznic historycznych, aby je właściwie uczcić młodzi harcerze ruszyli w wyższe partie Andów. Pragnęli zdobyć kilka dziewiczych szczytów o wysokości powyżej 5.000 m n.p.m. Prawodawstwo argentyńskie zezwalało, aby ich zdobywcy mogli nadać im zaproponowane przez siebie nazwy.
W 1966 roku przypadało 1000. lecie chrztu Polski. Organizatorami pierwszego obozu wysokogórskiego byli harcerze ze stolicy Argentyny oraz młodzi polscy andyniści z Mendozy wspierani przez Związek Polaków w Mendozie. Pierwszy dziewiczy szczyt zdobyty, w trakcie obozu nazwanego „Tatry I”, od tej pory nosi nazwę Polonia Milenaria – Milenium Polski. Zdobywcy wnieśli na szczyt liczący 5.100m n.p.m. biało-czerwony proporczyk, a także ziemię przywiezioną z Polski z grobu harcerzy poległych w Powstaniu Warszawskim.
W styczniu 1968 roku grupa harcerzy pod opieką harcmistrza Wacława Bilcharskiego oraz polonijnych andynistów z Mendozy wyjechała na obóz w pasmo Puntas Negras, gdzie dokonała wejścia na najwyższy szczyt o wysokości 4.400 m n.p.m. Efektem tych obozów było powołanie 15 września 1968 roku Harcerskiego Klubu Andynistycznego „Tatry”. Jego członkowie planowali już następne wyprawy, mające na celu zdobycie kolejnych szczytów leżących powyżej wysokości 5.000 m n.p.m. W 1969 roku dla uczczenia 25. rocznicy bitwy o Monte Cassino zorganizowano obóz nazwany tym razem „Tatry II”. Zadania postawione przed uczestnikami obozu były bardzo ambitne. Mieli zdobyć kilku dziewiczych szczytów o wysokości przekraczającej 5.000 m n.p.m. Skład wyprawy tym razem był bardzo liczny. Na podbój Andów wybrała się 17. osobowa ekipa. Ekipa wyruszyła z Mendozy i dotarła samochodami do Tres Quebradas na rzeką Santa Clara. Tu 600 kilogramów bagażu przepakowali na muły i wysuszyli w górę potoku Medio, aż do Playa de la Horqueta i na wysokości około 3.500 m n.p.m. założyli bazę z widokiem na pasmo górskie Cordillera de Santa Clara. Panorama górska była typowo alpejska, poszarpane turnie górskie, spadziste ściany poprzecinane żlebami, rozległe pola firnowe i jęzory lodowców. Szczyty przekraczały wysokość 5.000 m n.p.m. Cześć z nich była dziewicza i miała zostać zdobyta przez uczestników wyprawy. Pierwszy z nich, dość łatwy, zdobyty został już 10 stycznia. Na szczycie o wysokości 5.070 n.p.m. stanęło aż 11 uczestników obozu. Nazwano go Generał Teofil Iwanowski, na cześć powstańca wielkopolskiego, który następnie wyemigrował do Argentyny i brał udział w walkach przeciw miejscowym dyktatorom m.in. w 1870 roku stłumił bunt Lopeza Jordana w Entre Rios, a także w wojnie z Paragwajem, gdzie za wybitne zasługi przyznano mu stopień generała. Ojciec Teofila Iwanowskiego był Niemcem, matka Polką, on zaś czuł się i deklarował wszędzie polską narodowość.
Kilka dni później 14 stycznia różne zespoły andynistów zdobyły kolejne dwa dziewicze szczyty. Ten o wysokości 5.370 m n.p.m. zdobyty po kilkunastogodzinnej wspinaczce przez Wacława Blicharskiego nazwano „Tatry II”. Ma on dwa wierzchołki i usytuowanej jest na południowej flance Cordillera de Santa Clara. Zaś drugi niższy, ale znacznie trudniejszy o wysokości 5.220 m n.p.m. był celem drugiej ekipy. Aby go zdobyć andyniści musieli założyć wcześniej trzy pośrednie obozy. Pogoda im sprzyjała, dni były ciepłe z temperaturą dochodzącą do + 25 oC, w nocy był mróz – 11 oC. Cały czas wiały silne wiatry o zmiennych kierunkach. Droga prowadząca na wierzchołek okazała się trudna i uciążliwa. Po wyjściu z III obozu, na atak szczytowy zdecydowała się dwóch z czterech przebywających tam andynistów: Ryszard Czarniawski i Mieczysław Zaręba. Najpierw musieli pokonać lodowiec, w którym powstały duże pęknięcia i niebezpieczne szczeliny o głębokości dochodzącej do 10 m, a szerokości do 3 m. Po ich pokonaniu pojawiła się kolejna przeszkoda, tym razem w formie potężnych dochodzących do 2,5 m wysokości penitentów. Gdy skończył się zdradziecki lodowiec, pojawił się zdradliwy, zwietrzały bazalt. Jak wspomina zdobywca szczytu usuwające się spod nóg i rąk odłamki skalne miały wielkość walizek. Na szczyt o wysokości 5.200 m n.p.m. wszedł samotnie Ryszard Czarniawski. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami nadał mu nazwę „Monte Cassino”. Ze względu na huraganowy wiatr, trochę poniżej szczytu, na niewielkiej przełęczy usypał kamienny stożek, umieścił w nim: proporczyk wyprawy, ziemię przywiezioną spod Monte Cassino, a także z Polski z grobów harcerzy batalionów „Zośka” i „Parasol” oraz Krzyż Monte Cassino, a także Krzyż Harcerski.
Uczestnicy wyprawy 18 stycznia powrócili na kilka dni odpoczynku do Mendozy. W kolejnych dniach wyprawa, w znacznie okrojonym 5.osobowym składzie, przeniosła się w rejon Cordon del Portillo. Od 22 stycznia rozpoczął się drugi etap wyprawy. Jej uczestnicy chcieli dokonać kolejnego wejścia na Polonia Milenaria, lecz wyjątkowo niesprzyjające warunki pogodowe pokrzyżowały ich plany. 25 stycznia dwójce andynistów: Ryszardowi Czarniawskiemu oraz Markowi Gaińskiemu udało się zdobyć następny dziewiczy szczyty położony w łańcuchu górskim Cordon de Pomez , który od tego momentu nosi nazwę „Generał Bór – Komorowski”. Cele wyprawy zostały osiągnięte, lecz do pełni szczęścia zabrakło pomyślnego zakończenia całej eskapady. To właśnie podczas zejścia z tej ostatniej góry w pobliżu przełęczy Manantiales zaskoczyła andinistów kamienna lawina, która pogrzebała jednego z uczestników eskapady, młodego 19. letniego druha Marka Gaińskiego. Dla upamiętnienia tej tragedii towarzysze wyprawy postawili w tym miejscu duży żelbetonowy krzyż. Od tego czasu miejsce to nazywane jest Tumba del Polaco, czyli Grób Polaka. Koledzy Marka, uczestnicy wyprawy wracali w to miejsce jeszcze wielokrotnie, aby odszukać ciało zaginionego przyjaciela. Niestety był to upalne lato i wody z topniejących lodowców powodowały kolejne lawiny, poszukiwania nie przyniosły spodziewanych rezultatów.
W sercach miejscowej Polonii od razu zrodziła się myśl, aby w pobliżu tego miejsca wybudować schronisko – pomnik ku czci druha Marka Gaińskiego. Budowę zainicjował Komitet Obchodów 25 Rocznicy Bitwy o Monte Cassino w Mendozie.
Autor: Jarosław Fischbach
Fotografie © Jarosław Fischbach