Dzień 53/54 – pozalewane drogi i spawanie koła
Wiele osób straszyło nas porą deszczową i pozalewanymi drogami i dopiero dzisiaj przekonujemy się, że pora deszczowa to nie przelewki. Nie wiemy czy to kwestia gleby czy po prostu ilości deszczu, ale po 1-2 dniach opadów na łąkach zbierają się olbrzymie ilości wody, rzeki podnoszą poziom o kilka metrów a woda zaczyna zalewać drogi. Widać, że zdarza się to co roku, bo we wszystkich newralgicznych miejscach postawione są specjalne słupki ze skalą – bez nich ciężko byłoby ocenić głębokość wody na drodze. A po co oceniać? Żeby wiedzieć czy uda się przejechać bez zalewania silnika.
Kiedy dojeżdżamy do pierwszej zalanej drogi, stajemy zszokowani. Drzewa po obu stronach drogi stoją w wodzie a poziom wody jest tak wysoki, że nie widać gdzie kończy się droga a gdzie zaczyna pobocze. Nurt wydaje się bardzo silny. Słupek z oznaczeniem głębokości jest jakieś 20 metrów od nas, więc bierzemy lornetkę – 0,55 metra. Nie jesteśmy pewni czy można przejeżdżać przez taką głębokość, więc parkujemy z boku i czekamy na inne samochody. Koło nas przejeżdża terenówka i bez zastanowienia wjeżdża w sam środek zalanej drogi i po chwili wyjeżdża z drugiej strony. Nabieramy pewności siebie i odpalamy silnik. Bus wjeżdża z prędkością około 20km/h. Kiedy uderzamy w wodę auto momentalnie zwalnia – opór wody jest olbrzymi. Zwalniamy, a silnik pracuje na maksymalnych obrotach. Prąd zaczyna nas znosić z drogi. Dociskamy gaz i skręcamy kierownicę pod prąd. Powoli przesuwamy się dalej a woda przez wszystkie otwory zaczyna zalewać podłogę w busie. Wreszcie dojeżdżamy do drugiego brzegu. Otwieramy drzwi i wylewamy wodę. Udało się.
Później jeszcze kilkukrotnie trafiamy na zalane drogi ale poziom wody sięga tylko od kilkunastu do 30 centymetrów więc przejeżdżamy bez problemu.
Po południu dojeżdżamy do miejscowości Kununurra. Z tyłu coś zaczyna się obijać. Początkowo myślimy że znów urwał nam się tłumik, ale wygląda na to że to co innego. Nasłuchujemy i lokalizujemy problem w okolicach prawego koła. Zdejmujemy dekielek i ze środka wypada… śruba z kawałkiem ośki na której zamontowane jest koło. I ośka i śruba są bardzo szerokie więc nie mamy pojęcia jakim cudem mogły się ułamać!
Zaczynamy szukać jakiegoś warsztatu i trafiamy na warsztat lekko podpitego Deeka, który oferuje nam swoją pomoc. Deek mówi, że nie ma szans, żeby zdobyć nową ośkę więc jedyna opcja to spawanie. Całe szczęście ma spawarkę i oferuje swoją pomoc. Po godzinie sprawa jest rozwiązana a Deek zapewnia nas, że z jego spawem objedziemy całą Australię 2 razy dookoła. Robimy jazdę próbną i wszystko wygląda ok. Żegnamy się z Deekiem i ruszamy w kierunku Broom. Na nocleg rozbijamy się na rest area kilkadziesiąt kilometrów dalej.
Natępnego dnia ruszamy dalej w drogę. Spawane wczoraj wieczorem koło zaczyna piszczeć, więc zmniejszamy prędkość i chcemy dojechać do pierwszej miejscowości i znaleźć jakiś warsztat.
Po kilku kilometrach z naprzeciwka zaczyna nadjeżdżać olbrzymi roadtrain. Podczas mijania robi tak duży podmuch, że aż przechyla busa i… odpada nam koło! Auto ryje o ziemie i zaczyna szaleć po drodze. Cudem udaje się wyhamować, bo całe szczęście jechaliśmy tylko 50km/h i nikomu nic się nie stało. Urwala sie glowna sruba (ośka) trzymajaca kolo przy samej nakretce. Ucierpial zderzak i nadkole.
Jesteśmy pośrodku niczego, nie ma tu zasięgu ani miast. Musimy jakoś dostać się z busem do cywilizacji…
Wyprawę możecie śledzić na stronie: Busem przez świat lub na FB
Fotografia © Busem przez świat
Wyprawa odbywa się pod patronatem medialnym Link to Poland.