Pod polskim dachem na Antypodach
Najpierw na rozkaz Stalina, wypędzono ich ze wschodniej Polski i zesłano na Sybir. Przesiedleni do małych wsi i miejscowości zajmowali się pracą przymusową. Żyli w kołchozach pozbawieni podstawowych wygód i środków do życia, bez możliwości powrotu do kraju. Po ataku Niemców na Związek Radziecki i chwilowym ociepleniu stosunków między Rządem Polskim na Uchodźstwie a radziecką Rosją, ponad 120 000 Polaków ewakuowano do Iranu. W porcie w Pahlawi, na północy Persji, z inicjatywy Czerwonego Krzyża powstał obóz, gdzie Polacy mogli znaleźć pomoc medyczną i finansową. Zdrowych przekierowywano do Teheranu i Isfahanu. Między nimi znajdowało się mnóstwo dzieci, których rodzice nie przetrwali trudnych warunków zsyłki na Wschód lub po amnestii stalinowskiej zgłosili się do Polskiej Armii na Uchodźstwie. Rząd Polski w Londynie zaapelował do krajów Ligii Narodów o pomoc w znalezieniu schronienia dla sierot. Na wezwanie odpowiedziała tylko Nowa Zelandia.
„W lipcu 1944 zorganizowano wykłady o Nowej Zelandii, kraju, o którym nie wiedzieliśmy prawie nic. Słuchaliśmy jak bajek z książek Andersena. Mówiono, że to raj! Rządy demokratyczne, wspaniały klimat, wyspy wiecznie zielone, urodzajna ziemia, dwa zbiory rocznie, owoce, bydło. Gnębiła trochę myśl o trzęsieniach ziemi. Po okropnościach w Rosji mówiono o dobrych, pracowitych i zaradnych ludziach, którzy nie zamykają domów na klucz. Trudno nam było w to uwierzyć” – tak Dioniza zapamiętała wykłady, które jeszcze w Iranie zorganizowano dzieciom przygotowującym się do wyjazdu.
Dla wielu była to podróż życia. Do tekturowych walizeczek, które z finansów rządowych zakupiono dla polskich sierot, zapakowały polskie książki – zalążek nowozelandzkiej biblioteki. Wyposażone w trudne wspomnienia, obawy o przyszłość i poczucie wspólnoty wyruszyły na drugą półkulę.
Chlebem i solą w Nowej Zelandii
By powitać małych Polaków, nowozelandzcy uczniowie zostali zwolnieni z lekcji. Stali przy torach na każdej stacji, którą mijał pociąg z polskimi dziećmi. Machali, śpiewali, rozdawali cukierki. Przygotowaniem miejsca pobytu dla uchodźców zajęli się ochotnicy z miejscowości Pahiatua.
„Więc myśmy przyjechali do Nowej Zelandii i w Nowej Zelandii żyliśmy w obozie Pahiatua. To była naprawdę dla nas taka zmiana, że trudno sobie wyobrazić. Wylądowaliśmy w jednym z najlepszych krajów na świecie. W tym czasie Nowa Zelandia była zdaje się drugim najlepszym krajem na świecie do życia, jak widziałem z różnych statystyk. W Nowej Zelandii odżyliśmy, rząd traktował nas tak, jak swoje własne dzieci, mieliśmy szansę tutaj.” – opowiada dziś Józef Zawada, jeden z chłopców, który w listopadzie 1944, po miesiącach tułaczki i niebezpieczeństwa znalazł dach nad głową ma drugim krańcu świata.
Obóz dla dzieci i ich 105 opiekunów w Pahiatua miał być rozwiązaniem tymczasowym, dlatego władzom Nowej Zelandii zależało by utrwalać w dzieciach ich polskie dziedzictwo. W obozie mówiono po polsku, czytano polską literaturę, śpiewano polskie pieśni, serwowano polską kuchnię, nawet znaki uliczne były po polsku. Latem dzieci jechały na okoliczne farmy i spędzały czas tak, jak ich nowozelandzcy rówieśnicy.
„Tu stworzono nam Małą Polskę, ze szkołą, kościołem, opieką lekarską, polskim harcerstwem, wszystko obstawione polskim personelem, który z nami przyjechał. Oprócz naszych, polskich, mieliśmy też tutejszych nauczycieli, którzy uczyli nas języka angielskiego” – wspomina Pani Dioniza.
Polska – Solidarność – Nowa Zelandia
Historia jednak ponownie miała wobec małych uchodźców inne plany, a do Pahiatua dochodziły same złe wieści. O losach dzieci pośrednio zadecydowali wielcy ówczesnego świata: Stalin, Roosevelt i Churchill podczas konferencji w Jałcie, w lutym 1945 roku. W konsekwencji decyzji tam podjętych Rosja zatrzymała wschodnią Polskę i objęła kontrolę nad państwami Europy Wschodniej. Dzieci z Pahiatua nie miały już dokąd wracać. Nowozelandzki rząd po raz kolejny wyciągnął pomocną dłoń proponując, że zajmie się dziećmi do czasu gdy dorosną i będą samodzielnie decydować o swoim losie.
Obóz Polskich Dzieci w Pahiatua oficjalnie zamknięto 15 kwietnia 1949 roku. Po 1948 roku dzieci były wysyłane do szkół z internatem. Chłopcy trafili do Bursy Polskich Chłopców w Hawera, a dziewczynki – do Bursy Polskich Dziewcząt w Wellington. Większość dzieci-tułaczy postanowiło osiąść w Nowej Zelandii i tu odbudować swoje życie.
„Włączenie się polskich dzieci do obcego społeczeństwa okazało się sukcesem. Sukces odniósł rząd nowozelandzki, który podczas II wojny światowej, przez swój gest humanitarny, nauczył się jak przyjmować uciekinierów do swego, wówczas odizolowanego, wyspiarskiego państwa. Sukces osiągnęły też polskie dzieci, które uznały ten kraj za swój nowy dom i przyczyniły się do jego rozwoju. Sukces ten jest tym bardziej niezwykły, gdyż nastąpił po przebytych trudnościach – dzieciństwie napiętnowanym wojną, okrucieństwem doznanym na wygnaniu, osieroceniem i pozostawieniem w obcym kraju” – pisze Stanisław Manterys we wstępie do zbioru wspomnień dzieci z Pahiatua.
Pahiatua w Gdyni
To dopiero zalążek pasjonującej historii dzieci-tułaczy, którą w całości odkryć można na stronie internetowej Archiwum Emigranta.pl. Takie właśnie historie wypełniają również mury Muzeum Emigracji w Gdyni na Polskiej 1.
Kolekcja Dzieci z Pahiatua odkrywa kolejny element emigracyjnej historii Polski. Tematyczne zbiory wspomnień starają się ukazać losy Polaków na emigracji z nowej, szerokiej perspektywy. Zapraszamy do zapoznania się z historią Dionizy, Stanisława, Józefa, Wandy i innych dzieci-tułaczy opowiedzianych ich własnymi słowami w multimedialnej kolekcji udostępnionej na stronie Muzeum. Można tu prześledzić losy dzieci z Pahiatua słuchając ich wspomnień, przeglądając zdjęcia, czytając historie oraz oglądając fragmenty wywiadów.
W kolekcji znalazła się też licząca ponad 500 stron publikacja wydana przez Muzeum Emigracji przy wsparciu Fundacji PZU oraz PKO Banku Polskiego, pod tytułem „Dwie ojczyzny. Polskie dzieci w Nowej Zelandii. Tułacze wspomnienia.”
Niech historia o wszystkich ludziach, którzy w mrocznych czasach wykazali się wielką odwagą i sercem i otoczyli słabych i bezbronnych troskliwą opieką, porusza i dziś. Spotkajmy się na Polskiej 1.
Nową kolekcję emigracyjnych wspomnień można znaleźć na stronie: Archiwum Emigranta.pl
Fotografie © dzięki uprzejmości Polish Children’s Reunion Committee
1 – Na hulajnodze w obozie. Od lewej: Maria Pytlos, Marek Powierza i Tadeusz Tietze.
2 – Miasto Wanganui zaprosiło do siebie 225 polskich dzieci z Obozu w Pahiatua na dwutygodniowe wakacje szkolne w sierpniu 1945 roku. Dzieci rozmieszczono u rodzin nowozelandzkich.
3 – Przy pracy w obozowym ogrodzie. Starano się, żeby obóz był samowystarczalny. Od lewej: Stanisław Prędki, Artur Gawlik, Wacław Gołębiewski, Aleksander Basałaj, Kazimierz Depczyński, Mieczysław Sadowski, Edward Dąbrowski, Tadeusz Zioło, Tadeusz Budny.