Według danych Departamentu Imigracji i Emigracji hiszpańskiego Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej stały pobyt na terenie Hiszpanii zarejestrowało dotąd prawie 90 tys. Polaków. Chociaż warunki pracy w tym kraju nie były tak atrakcyjne, jak w Anglii czy w Niemczech, to wielu skusiły słoneczny klimat i przyjazne nastawienie mieszkańców, a zarobki okazały się dla Polaków wystarczające – minimalna płaca wynosi 753 euro, więc mimo kryzysu wciąż jest sporo wyższa niż w Polsce.
– Klientów nie mam wcale o wiele mniej – ocenia Artur Janus, który od czterech lat prowadzi polski sklep w Aluche, dzielnicy Madrytu, w której mieszka bardzo wielu Polaków. – Wśród moich znajomych wróciło może kilka osób. Polacy mają w Hiszpanii dobrą opinię i łatwiej im znaleźć pracę niż innym imigrantom. Jesteśmy tu szanowani.
Janus nie ukrywa, że kiedy kryzys się zaostrzył, poważnie myślał o powrocie do Polski. – Ale kiedy patrzę, jak żyje rodzina w kraju, to ja się na to nie piszę. Powiem szczerze: wolę biedniej tu niż w normie w kraju. Tu nadal z dwóch tygodni pracy mogę się utrzymać miesiąc, w Polsce to niemożliwe – wyjaśnia.
Mimo to w Aluche widać spowodowane kryzysem zmiany. Odbywający się co niedzielę targ produktów z Europy Wschodniej przyciąga coraz mniej klientów. Na okolicznych słupach rzadziej można znaleźć polskie ogłoszenia o wynajmie pokoi czy oferty pracy kierowane do Polaków. Zamknięto też bar „Bieszczady”, gdzie jeszcze kilka lat temu można było niedrogo zjeść placki ziemniaczane, pierogi i napić się polskiego piwa. Albo soku marchwiowego, na który wpadał tam zwykle klub motocyklistów z mottem „Semper Fidelis Pabianice” wyszytym na skórzanych kurtkach. Pozostały sklepy i kościół z polskim księdzem i mszą.
Utratę polskich klientów zauważyła Joanna Skaruch-Piekutowska, która przez lata prowadziła polskie sklepy w Madrycie, a obecnie jest właścicielką polskiej restauracji. – To ja otworzyłam w Madrycie pierwszy polski sklep – opowiada. – Później prowadziłam jeszcze dwa inne. Sklepy funkcjonowały dobrze, póki było dużo Polaków. To było ponad 80 proc. klientów. A wielu wyjechało i sklepy zaczęły padać. Teraz to głównie sama restauracja przynosi dochody, chociaż nadal mieści się przy niej sklep.
Czy Polacy przychodzą na schabowego? – Klientami są w większości Hiszpanie – wyjaśnia Skaruch-Piekutowska – Polacy pojawiają się głównie w niedzielę, w kościele niedaleko jest polska msza. Ci, którzy tu zostali, to osoby mające rodzinę, dzieci, które chodzą do szkoły. Mają hipoteki, a ceny mieszkań poszły w dół i nie opłaca się sprzedawać. Wrócili mężczyźni, którzy przyjeżdżali pracować na budowach, a rodziny mieli nadal w Polsce. Zostawali, dopóki mieli zasiłek dla bezrobotnych, ale to się już skończyło. Jeśli teraz ktoś jeszcze przyjeżdża, to już inny typ: młodzi ludzie, wykształceni.
W ocenie skali zjawiska powrotu Polaków z Hiszpanii różnią się oficjalne statystyki. Według polskiego Głównego Urzędu Statystycznego do kraju wróciła około połowa przebywających tam Polaków, natomiast hiszpańskie statystyki mówią tylko o kilku tysiącach.
– Według danych przekazywanych przez Hiszpanię do Eurostatu liczba Polaków zaliczanych do ludności Hiszpanii wykazuje tendencję malejącą (na początku 2009 r. wynosiła 80 tys., na początku 2013 r. 72,9 tys.). Liczba ta jednak obejmuje również Polaków, którzy wyjechali z Polski na stałe, czyli wymeldowali się z pobytu stałego w Polsce – tłumaczy PAP rzecznik prezesa GUS Artur Satora. – Osób tych nie obejmuje szacunek GUS, który dotyczy tylko osób, które przebywają za granicą powyżej 3 miesięcy, ale mają stałe zameldowanie w Polsce. Szacunek GUS wykorzystuje m.in. dane ostatniego spisu przeprowadzonego w Polsce w 2011 r., który wykazał, że w 2011 r. przebywało w Hiszpanii czasowo powyżej 3 miesięcy ok. 44 tys. mieszkańców Polski.
Gdzie znajdowali pracę i mieszkanie? Największym ośrodkiem Polonii w Hiszpanii jest Madryt. Są tu stowarzyszenia polonijne, trzy kościoły z polską mszą, sklepy, szkoły polskie. Kontakty i wzajemnie wsparcie ułatwiają przetrwanie kryzysu.
– Pomagamy sobie. Nasz znajomy Polak ma warsztat samochodowy i w ogóle sobie nie wyobrażamy, żeby się zwrócić do kogoś innego – tłumaczy Skaruch-Piekutowska. – Na początku chodziło tylko o to, że to Polacy. Ale wyrobili sobie markę: są bardzo solidni. Wolę dać zarobić Polakowi niż komuś innemu, ale gdyby ich praca nie była właściwa, to nic z tego.
Tak samo jak w przypadku Hiszpanów kryzys i bezrobocie najbardziej dotknęły młodych Polaków, którzy nie zdążyli się urządzić przed załamaniem rynku pracy.
– Ja ze znalezieniem pracy nigdy nie miałam problemów, ale kiedy przyjechałam, wszystko wyglądało inaczej – opowiada Eliza Szaczkowska, która w Hiszpanii mieszka już 15 lat. – Przyjechałam z dzieckiem, sprzątałam, potem znalazłam pracę w dużej firmie cateringowej. Od ponad roku pracuję w restauracji. Ci, którzy przyjeżdżają teraz, mają dużo ciężej. Trudniej znaleźć pracę, płacą gorzej. Ja na początku pracowałam przecież w tej samej branży, a zarabiałam dwa razy tyle…
Córka Elizy wróciła do Polski. – Miała 9 lat, jak przyjechała do Madrytu – opowiada matka. – Spędziła tu 10 lat, skończyła liceum, dostała się na politechnikę. Ale zdawała też na studia do Polski i w końcu wybrała Kraków. Wyszła za mąż za Polaka, znalazła pracę dzięki znajomości hiszpańskiego.
– Wiele dzieci moich znajomych chce studiować w Polsce. Młodzi ludzie wracają. Starsi mają hipoteki, często są związani z kimś stąd. Moja druga połówka to Hiszpan i jemu byłoby trudniej się odnaleźć w Polsce niż mnie tutaj – wyjaśnia Szaczkowska.
Pogrążona w kryzysie i zmuszona do cięć budżetowych Hiszpania nie jest już tak atrakcyjna dla emigrantów jak dziesięć lat temu. Znalezienie pracy graniczy z cudem, zwłaszcza bez dobrej znajomości języka. Jednak Polacy, którzy trafili tu przed załamaniem gospodarczym, kiedy znalezienie pracy niewymagającej wysokich kwalifikacji było łatwe, zdołali znaleźć swoje miejsce i spotkali się ze strony Hiszpanów z sympatią i gościnnością. Dobra opinia wśród miejscowych i solidarność pozwoliły wielu z nich przetrwać ekonomiczne trudności.
Z Bilbao Julia Ikonowicz /Polska Agencja Prasowa
Fotografia © Jorge Zapata / PAP/EPA