Julian E. Kulski od najmłodszych lat działał w instytucjach podziemnych i walczył o Polskę. Urodzony w 1929 roku na warszawskim Żoliborzu. Syn Juliana S. Kulskiego, wiceprezydenta Warszawy w czasie wojny. Obecnie mieszka w Wirginii w USA, jest cenionym architektem i działaczem polonijnym. Napisał książkę „Dziedzictwo Orła Białego” (Legacy of the White Eagle), a niedługo ukaże się jego dziennik „The Color of Courage”, zawierający wojenne wspomnienia.
Jak Pan wspomina przedwojenne czasy, dzieciństwo i dorastanie w Warszawie?
Urodziłem się dziesięć lat przed wojną. Mieszkaliśmy w pięknej dzielnicy na Żoliborzu. Dzieciństwo miałem bardzo szczęśliwe. Byłem harcerzem i to bardzo mi pomogło w życiu, bo byłem przygotowany na wszystko. Cała moja rodzina to bohaterowie – zwłaszcza mój ojciec, który był dla mnie wielkim autorytetem.
Jakim człowiekiem był Pana ojciec?
Mój ojciec urodził się pod zaborem rosyjskim. W szkole nie wolno mu było mówić po polsku. Wraz ze swoją matką, od młodych lat należał do konspiracji antycarskiej. Był jednym z pierwszych, którzy wstąpili do legionów polskich. Zaprzyjaźnił się wtedy ze Stefanem Starzyńskim – prezydentem miasta Warszawy oraz z generałem Roweckim. Potem trafił do wojska, następnie brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Był blisko marszałka Piłsudskiego. W 1939 roku, gdy pojawili się w Warszawie Niemcy, mój ojciec razem ze Starzyńskim zrobili z Warszawy twierdzę. Ojciec był także komendantem obrony przeciwlotniczej. Gdy zaczęła się okupacja stolicy, Niemcy aresztowali Starzyńskiego i zamordowali go. Mój tato, jako najbliższy przyjaciel i wiceprezydent miasta, chciał objąć jego stanowisko. Nie udało mu się, ale i tak przez pięć lat kontynuował politykę Starzyńskiego mając nad sobą oficjalnie niemieckie zwierzchnictwo prezydenta Warszawy, Ludwiga Leista. Ojca wielokrotnie aresztowało Gestapo. Przeżył, ale po wojnie żył w wielkiej biedzie.
Jakie były jego największe zasługi dla miasta?
Gdyby nie ojciec i ratusz, armia podziemna w ogóle nie mogłaby istnieć w Warszawie. Jako były oficer wywiadu dostawał dużo wiadomości o planach niemieckich. Ojciec pełnił funkcję prezydenta miasta, co wiązało się z podpisywaniem hitlerowskich obwieszczeń. Armia Ludowa nic nie wiedziała o jego kontaktach z Armią Krajową i zorganizowała na niego zamach. Rzucili bombę na samochód, którym jechał. Później tata, żeby pokazać, że się nie boi, jeździł po mieście dorożką.
Co się z Panem działo w czasie trwania wojny?
Działałem w instytucjach podziemia, w Szarych Szeregach. W 1941 roku trafiłem do Związku Walki Zbrojnej. Gdy miałem 12 lat złożyłem przysięgę; początkowo byłem gońcem. W 1943 roku zostałem aresztowany przez Gestapo, wsadzony do Pawiaka i torturowany. Miałem wtedy 13 lat. W końcu udało mi się uciec. Byłem bardzo wściekły na to, co widziałem. Walczyłem w zgrupowaniu „Żywiciel” na Żoliborzu, gdzie byłem najmłodszym członkiem. Tam zostałem ranny; otrzymałem Krzyż Walecznych i trafiłem do obozu w Niemczech.
Wiemy, że udało się Panu uciec z obozu. Jak wyglądała ucieczka?
Jeden z Amerykanów kazał mi wskoczyć do samochodu i razem z nim uciekłem. Ojciec powiedział, że nie wraca do kraju, dopóki ten nie będzie wolny. Poradził mi, żebym wyjechał do Londynu, bo tam w ambasadzie polskiej był mój stryj. Potem spotkałem dwóch Anglików, którzy zaopiekowali się mną i pomogli wydostać się z Niemiec do Anglii. Nie umiałem powiedzieć ani słowa po angielsku, więc ubrali mnie w mundur, obandażowali mi gardło i powiedzieli, że zostałem postrzelony pod Tobrukiem. Później trafiłem do Szkocji i zostałem zwerbowany do wojska. Jednak mój stryj dowiedział się, że tam jestem i po tygodniu odesłano mnie z powrotem do Londynu. Zostałem przyjęty do szkoły, nauczyłem się mówić po angielsku; potem trafiłem do Irlandii Północnej, tam skończyłem szkołę. Studiowałem architekturę na Oxfordzie, ale po roku dostałem wizę do Ameryki i wyjechałem; naukę kontynuowałem na Yale University. Potem rozpocząłem praktykę na własną rękę i trafiłem do Banku Światowego. Przez 20 lat wykonałem tysiące projektów w 30 krajach. Poza tym byłem profesorem na trzech uniwersytetach i dziekanem w Waszyngtonie.
Znał Pan i współpracował z wielkimi ludźmi, bohaterami, takimi jak Jan Nowak Jeziorański i Jan Karski. Jak Pan ich wspomina?
Jana Nowaka Jeziorańskiego spotkałem w 1945 roku i zawiązała się między nami wielka przyjaźń. Napisał nawet przedmowę do mojej książki. Jana Karskiego spotkałem już w Waszyngtonie. Powiedział mi, że mój ojciec uratował Warszawę i był największym polskim bohaterem.
Jest Pan autorem książki, która powstała, a potem… zniknęła. Proszę nam przybliżyć jej historię.
Swój dziennik napisałem w miesiąc po ucieczce z obozu. Po prostu miałem problemy z powrotem do normalnego życia i zrobiłem tak, jak poradził mi lekarz. Spisałem swoje wspomnienia i wyparłem je z pamięci. Dopiero w 1979 roku, w 35. rocznicę powstania warszawskiego, wydałem tę książkę w Nowym Jorku. W nowej formie ukaże się pod tytułem „The Colour of Courage” – w Polsce i w innych krajach.
Obecnie jestem bardzo zajęty działalnością w amerykańskim harcerstwie. Tamtejszych harcerzy bardzo interesuje harcerstwo polskie i jednym z głównych czytelników, na początek, będą właśnie oni. Moja druga książka, „Dziedzictwo Orła Białego” jest podręcznikiem w szkołach amerykańskich. Często jestem również zapraszany na spotkania ze studentami. Uważam, że obecnie moim głównym celem jest zainteresować Amerykanów kulturą polską. „Dziedzictwo…” ukazało się również w Polsce, w zeszłym roku, z przedmową prezydenta Komorowskiego.
Skoro rozmawiamy o „Dziedzictwie Orła Białego” – jakie są, według Pana, najważniejsze cnoty i wartości Polaka?
Na pewno bohaterstwo. Poza tym odwaga, ciężka praca, no i dużo zdolności.
Jako architekt jak ocenia Pan odbudowaną Warszawę?
Okropnie. Jestem architektem historycznym. To, co zrobili ze Starym Rynkiem i z Zamkiem Królewskim – to jest cud i jest ślicznie zrobione. Ale jeśli chodzi o budynki z czasów wolności, hotele i centrum miasta – one nic nie mają wspólnego z polską historią i z polskością w ogóle. Przedwojenna Warszawa była piękna, bo była jednolita.
Co sądzi Pan o obecnej sytuacji w Polsce, jak korzystamy z wolności, o którą Pan walczył wraz z innymi żołnierzami Armii Krajowej?
Jestem bardzo zadowolony z młodzieży, ale jeśli chodzi o sytuację polityczną, to nie po to walczyliśmy i przelewaliśmy krew w powstaniu, żeby teraz ludzie się szarpali pomiędzy sobą. I to niestety, nie jest cnotą polskości i wcale nam nie pomaga, ale mam nadzieję, że młoda generacja obierze sobie za cel politykę i założy własną partię, bliższą rządom przedwojennym.
Dziękuję Panu serdecznie za rozmowę!
Fotografia © Pangea Magazine