– W ciągu ostatnich 25 lat tylko jeden człowiek był dwukrotnie szefem polskiej dyplomacji. To profesor Władysław Bartoszewski. Jego sposób myślenia o relacjach polsko-niemieckich czy polsko-żydowskich trwale ukształtował politykę zagraniczną wolnej Polski w tych dziedzinach – mówi obecny szef dyplomacji Grzegorz Schetyna.
„Pamiętam te straszne dni niepewności. Te próby udzielania pomocy, które głównie mogły polegać na dopomożeniu im w ucieczce z getta. A to byli młodzi ludzie, którzy chcieli się bić, a nie uciekać” – prof. Bartoszewski mówił kilka dni temu 19 kwietnia w 72. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim, pod pomnikiem Bohaterów Getta na Muranowie. Zmarł pięć dni później.
Profesor Bartoszewski, który 19 lutego skończył 93 lata, był w czasie II wojny światowej żołnierzem Armii Krajowej (AK) oraz współtwórcą podziemnej Rady Pomocy Żydom „Żegota”. „Ktoś to przecież powinien zrobić? Ktoś powinien zareagować? Ktoś powinien się przeciwstawić? Ktoś powinien protestować? Ja sobie też kiedyś zadawałem takie pytania, sam. I znajdowałem odpowiedź – jeżeli ktoś, to dlaczego nie ja?” – powiedział w jednym z wywiadów.
Jako członek „Żegoty” ratował mieszkańców getta przed wywózką do obozów zagłady. Sam był więźniem Auschwitz. Trafił tam we wrześniu 1940 r., kiedy jako pracownik administracji przychodni Polskiego Czerwonego Krzyża (PCK) został zatrzymany w masowej obławie niemieckiej. Z obozu zwolniono go po siedmiu miesiącach, 8 kwietnia 1941 r., prawdopodobnie za sprawą starań PCK. Rodowity warszawiak, podczas powstania warszawskiego w 1944 roku był adiutantem dowódcy placówki informacyjno-radiowej i został mianowany porucznikiem.
Za pomoc Żydom jeszcze w czasie wojny został odznaczony Orderem Odrodzenia Polski, a w 1963 r. w imieniu „Żegoty” odebrał w Instytucie Yad Vashem dyplom Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
Po wojnie zaangażował się w działania Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, a przekazane przez niego informacje okazały się bardzo pomocne. Został też dziennikarzem i zaczął studia na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Przerwały je aresztowanie przez władze stalinowskie i pięcioletnie więzienie za działalność w AK. Choć po wyjściu z więzienia Władysław Bartoszewski wrócił na uniwersytet, został wkrótce skreślony z listy studentów i dokończył studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Autor ok. 1500 publikacji prasowych i 50 książek. Kontynuował karierę historyka, w latach 1983-84 oraz 86-88 był profesorem wizytującym Uniwersytetu Monachijskiego.
Zaangażowany w działalność opozycyjną, był jednym z pierwszych działaczy „Solidarności” z kręgów niezwiązanych ze Stocznią Gdańską. Internowany 13 grudnia 1981 r., w dzień wybuchu stanu wojennego, został zwolniony w maju 1982 r. W III Rzeczpospolitej był ambasadorem RP w Austrii, a w 1995 r. i w latach 2000-2001 Ministrem Spraw Zagranicznych.
Wielki orędownik pojednania polsko-niemieckiego i polsko-żydowskiego, ojczyznę nazywał krajem paradoksów. „Kończyłem liceum katolickie. Maturę zrobiłem w 1939 r. Moim kolegą z tajnego kompletu polonistyki był Tadeusz Gajcy (polski poeta – przyp. red.), który w 1939 r. robił maturę u ojców Marianów w jednej klasie z … Wojciechem Jaruzelskim”. Mawiał, że kocha swoich rodaków, choć doprowadzają go do pasji. „Jeśli będziemy tylko krzyczeć o Polsce, to może wychylić się Pan Bóg z płonącego krzaka i zapytać, jaka ma być ta Polska” – pisał w listopadzie 2004 r. w dzienniku „Rzeczpospolita”.
„Profesor Bartoszewski zawsze kierował się w życiu niesłychanie silną busolą, kompasem, który pokazuje, gdzie jest słuszna sprawa, słuszna strona” – mówił z okazji 90. urodzin Władysława Bartoszewskiego Prezydent RP Bronisław Komorowski.
Prof. Władysław Bartoszewski powtarzał: „Warto być przyzwoitym”. I taki był.
Warto przeczytać również: „Życie trudne, lecz nie nudne” – wybrane słowa prof. Władysława Bartoszewskiego
Źródło: Biuro Rzecznika Prasowego Ministerstwo Spraw Zagranicznych
Fotografia © Bartosz Krupa/East News